Reprezentacja Polski w swoim pierwszym spotkaniu Mistrzostw Europy UEFA Euro U21 przegrała na Arenie Lublin ze Słowacją 1:2.
Marcin Dorna nie zaskoczył i w pierwszym spotkaniu młodzieżowych mistrzostw Europy postawił na swoich sprawdzonych żołnierzy. Między słupkami zobaczyliśmy więc Jakuba Wrąbla, na stoperze Jarosława Jacha, na lewej obronie Pawła Jaroszyńskiego, w roli ofensywnego pomocnika Patryka Lipskiego, a na szpicy Mariusza Stępińskiego, mimo że cała piątka z różnych powodów miała problem z regularnymi występami w ostatnim czasie.
Pierwsze minuty zdawały się potwierdzać słuszność jego decyzji. Biało-czerwoni rozpoczęli fenomenalnie, już w inauguracyjnej akcji dając radość głośno dopingującym od samego początku kibicom. Przemysław Frankowski pomknął prawym skrzydłem, zaczekał na Tomasza Kedziorę, a kapitan naszej reprezentacji precyzyjnie dograł w pole karne, gdzie nabiegający z głębi pola Patryk Lipski ubiegł jednego z defensorów Słowaków i strzałem głową zmusił do kapitulacji Adriana Chovana.
Po zdobyciu bramki Polacy oddali nieco inicjatywę rywalom. Grali agresywnie, zdecydowanie, ale to jednak Słowacy częściej byli przy piłce. Mieliśmy trochę szczęścia, bo kilkukrotnie zabrakło im nieco precyzji, ale w 20 min nie zabrakło im już niczego, a swoją akcję rozegrali tak, że ręce same składały się do oklasków. Jaroslav Michalik zabawił się w środku pola z Pawłem Dawidowiczem i nieaatakowany przez nikogo uruchomił Martina Chriena, który natychmiast uruchomił Martina Valjenta. Prawy obrońca reprezentacji Słowacji mocnym strzałem posłał piłkę obok Wrąbla, który miał piłkę na rękawicy, ale nie zdołał jej odbić.
Bramkarz, który ostatni sezon spędził na wypożyczeniu ze Śląska Wrocław do Olimpii Grudziądz, kolejny raz nie popisał się w 25 min, gdy po mocnym, ale sygnalizowanym uderzeniu Michalika zza pola karnego, odbił piłkę przed siebie. Na szczęście nadbiegający Adam Zrelak nie zdołał skorzystać z tego prezentu.
Nasi piłkarze z pewnością bardzo chcieli odzyskać prowadzenie, ale brakowało im argumentów czysto piłkarskich. Słowacy radzili sobie lepiej, spokojnie prowadząc grę i stwarzając kolejne okazje. Wynik 1:1 do przerwy tak naprawdę był dla nas całkiem dobrą wiadomością, biorąc pod uwagę, co działo się na boisku.
Niewiele brakowało, a na początku drugiej połowy mielibyśmy powtórkę z otwarcia meczu, bo sam na sam z Chovanem znalazł się Przemysław Frankowski, ale górą z tego pojedynku wyszedł golkiper reprezentacji Słowacji.
Dobra akcja dodała naszym piłkarzom chyba nieco wiary we własne umiejętności, bo od tego momentu złapali wiatr w żagle i zaczęli poczynać sobie nieco odważniej. W 59 min straciliśmy Bartosza Kapustkę, który po kontuzji kostki musiał opuścić boisko. 120 sekund później po składnej akcji naszego zespołu swoich sił z dystansu spróbował Paweł Dawidowicz, ale uderzył nieco zbyt wysoko.
W 76 min bohaterem polskiej ekipy mógł zostać Karol Linetty, ale w dogodnej sytuacji nie zdołał znaleźć drogi do siatki strzałem z powietrza. Odpowiedź Słowaków była bezwzględna. W 78 min wyszli z kontratakiem, po którym prowadzenie dał im rezerwowy Pavol Safranko. Dwie minuty później powinno być 2:2, ale po dośrodkowaniu Lipskiego z rzutu wolnego i strzale głową Dawidowicza, kapitalną interwencją popisał się Chovan, który sparował piłkę na poprzeczkę.
W końcówce trener Marcin Dorna posłał na murawę wszystkie armaty, ale ani Krzysztof Piątek, ani Jarosław Niezgoda nie okazali się dżokerami na wagę remisu i spotkanie zakończyło się zwycięstwem Słowacji 2:1.
W piątkowy wieczór na olbrzymie słowa uznania zasłużyli natomiast kibice. Jeśli ktoś nie miał wcześniej okazji, tego dnia mógł przekonać się, jak znakomitą akustykę ma lubelski stadion. Przez pełne 90 minut było bardzo głośno, w czym olbrzymia zasługa fanatyków Motoru Lublin, którzy prowadząc doping zza bramki Słowaków, napędzali kibiców, siedzących w innych sektorach. Głośna i żywiołowa publiczność dodawała Polakom skrzydeł, ale wobec słabszej dyspozycji piłkarzy nie wystarczyło to, żeby zdobyć choćby jeden punkt.
Porażka ze Słowacją na inaugurację to duże rozczarowanie, ale jeszcze nie tragedia. Jeżeli podopieczni Marcina Dorny wygrają oba pozostałe spotkania, a nasi dzisiejsi rywale pogubią punkty, to wobec remisu Szwecji z Anglią, wciąż możemy wygrać grupę i z pierwszego miejsca awansować do półfinału.
Kolejne spotkania w grupie A zostaną rozegrane w poniedziałek. O godz. 18 w Kielcach Anglia zmierzy się ze Słowacją, a o 20.45 w Lublinie Polska podejmie Szwecję.
Polska – Słowacja 1:2 (1:1)
Bramki: Lipski (1) – Valjent (20), Safranko (78)
Polska: Wrąbel – Kędziora, Bednarek, Jach, Jaroszyński – Dawidowicz, Linetty – Frankowski, Lipski (82 Niezgoda), Kapustka (59 Moneta) – Stępiński (84 K. Piątek).
Słowacja: Chovan – Valjent, Niňaj, Škriniar, Mazáň – Lobotka – Rusnák, Bero (90 Benes), Chrien, Mihalík (81 Haraslin) – Zreľák (72. Šafranko).
Żółte kartki: Škriniar, Šafranko.
Sędziował: Serdar Gözübüyük (Holandia). Widzów: 14 911.